schwob_logo

schwob

marcel
The World's Best Unknown Books
14 02 2014

Bromba (i inni) w „Schreef”

W ostatnim zeszłorocznym numerze niderlandzkiego kwartalnika „Schreef” ukazał się artykuł prezentujący kilka schwobowskich książek dla dzieci i młodzieży – w tym Brombę Macieja Wojtyszki.

Poświęcone literaturze i zagadnieniom rynku książki pismo wydawane jest przez Niederlandzki Fudnusz Literatury. W specjalnym materiale zatytułowanym „Schwob junior” zaprezentowano klasyczne dzieła literackie dla najmłodszych, nigdy dotąd nie tłumaczone na holenderski. Były to: A Child’s Christmas in Wales Dylana Thomasa z Walii, Contes de la rue Broca Pierre’a Gripari z Francji, kataloński klasyk Emiliego Teixidora L’ocell de foc i właśnie Bromba i inni. Poniżej całość tekstu o Brombie po polsku, a magazyn „Schreef” można zobaczyć tu.

Maciej Wojtyszko Bromba i inni, pierwsze wydanie: 1975

To niewielka książeczka. To znaczy dziś nie sprawia takiego wrażenia: aktualnie dostępne wydanie jest piękne, ma twarde okładki i kolorowe ilustracje, ale my, pierwsi czytelnicy z końca lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, dysponowaliśmy nędznie wydanymi i szczuplutkimi egzemplarzami (poziom edytorstwa w schyłkowej epoce komunistycznej w Polsce był równie mizerny co ówczesna gospodarka). Tym większe wrażenie robiło na nas to, że tak niewiele stron może pomieścić tak wielki świat.

Dziwiło nas też trochę to, jak owa książka została skomponowana. Nie jest to bowiem powieść, ani tak do końca zbiór opowiadań, tylko swoisty katalog, albo poczet dziwnych stworzeń, stanowiących towarzystwo dość mieszane i różnorodne, zarówno pod względem prezencji, jak i charakteru. Psztymucle wyglądają jak kółka zębate z oczkami (mieszkają zresztą we wnętrzach samochodów); Gżdacz przypomina nietoperza (acz pochodzi z innego wszechświata, bardzo małego zresztą); detektyw Kajetan Chrumps ma w sobie coś lisiego, za to jego arcyprzeciwnik Makawity jest po prostu kotem; reżyser Gluś, długouchy poeta Fikander oraz tytułowa Bromba to stworzonka człekokształtne, a Zwierzątko Mojej Mamy oraz Vicewersów w ogóle ciężko opisać, bo to pierwsze najbardziej przypomina kłębek włosów, a te drugie mieszkają w lustrach.

Nie chodzi tu jednak o jakiś popis imaginacyjnej inwencji. Gdyby, w pewnym uproszczeniu, podzielić prozę na psychologiczną (czyli mówiącą o uczuciach) i filozoficzną (czyli mówiącą o ideach), to Bromba jednoznacznie wpisuje się w ten drugi nurt. Kiedy czytaliśmy ją w dzieciństwie, wydawała się nam przede wszystkim niesłychanie bogata baśniowo i fantastycznie, pełna znakomitych epizodów z życia bohaterów i niesamowitych pomysłów. Kiedy dziś czytamy ją naszym dzieciom (albo zerkamy przez ramię, kiedy czytają), zdajemy sobie sprawę, że to przede wszystkim książka filozofująca, koncepcyjna, że to taki trochę – przepraszam, może to ryzykowne porównanie, ale nic nie poradzę na to, że tak mi się kojarzy – Borges dla dzieci. Wojtyszko bywa satyryczny (Fumy to wyraźna kpina z masowej turystyki), ale najczęściej jest refleksyjny (jak w historii Glusia, który kręcąc swój film, nie zdjął zatyczki z obiektywu kamery, dlatego musiał całą treść opowiedzieć – i tak dokonał przełomowego odkrycia w historii kina; albo w przygodzie Psztymucla Nulka, która jest opowieścią o buncie). Bywa też odrobinę sentymentalny, jak w opowiadaniu o romansie Fikandra i Malwinki (okazuje się zresztą, że to zaszyfrowana historia autora i jego żony), ale to nieczęsto i jest to sentymentalizm nieckliwy i subtelny.

Bo to w ogóle jest taka właśnie proza: subtelna i inteligentna; rozmiarowo niewielka i zaskakująco pojemna.

Tomasz Pindel

Instytut Książki