Demoniczna groteska
Diablica na Litwie Henri Guigonnat
Przekład Agnieszka Taborska
Oto książka elegancka, pogodna, niewinna, perwersyjna, poetycka, zabawna, ekstrawagancka, absurdalna, klarowna, pełna beztroski i filozoficzna. U czytelników wywołała skojarzenia z pisarzami takimi jak Hans Christian Andersen, Lewis Carroll, Cocteau, La Fontaine, Ronald Firbank, Giraudoux, Julien Gracq, E.T.A. Hoffmann, Laurence Sterne czy Voltaire.
W 1974 roku, kiedy wydano ją we Francji, sprawiła, że jej dwudziestopięcioletni autor zyskał ogromne uznanie krytyków, a także wygrała dla niego pierwszą Prix de l’Insolite. Jednym słowem, to zachwycające dzieło jedyne w swoim rodzaju. W wyobrażonej przez Guigonnata Litwie —kraju mniej melancholijnym i mniej groźnym niż Transylwania— gdzie jeśli nie ma akurat deszczu, to prawdopodobnie pada śnieg, bardzo dziwna rodzina zamieszkuje neogotycki zamek otoczony gąszczem drzew, winorośli oraz bujną i przytłaczającą roślinnością. Czytelnik poznaje dziadka Emerica, który spędza czas na kolekcjonowaniu różnych przedmiotów, babcię Casimirę, która czyta i haftuje, służącą rodziny — Babę Sonine, która ukrywa coś zaskakującego pod swoimi wielorakimi halkami, panienkę Kingę, cierpiącą na częste migreny, oraz jej dorastającego, krótkowzrocznego (na tej Liwie wszyscy są krótkowzroczni) brata, narratora powieści Maxa-Ulricha. W ich życiu nie dzieje się nic szczególnego. Przyjmują oni to, co przynosi im los, i zawsze są radośni… I wtedy pojawia się kotka Diablica!
Szanowny Czytelniku, to nie demon, ale wcielenie ducha, o którym starożytni sądzili, że czuwał nad działaniami ludzi i stał na straży ich najbardziej sekretnych zamiarów. Do osobliwych i zdumiewających wydarzeń dochodzi, gdy Wielka Kotka rośnie nieprzerwanie, odżywiając się dietą złożoną z warzyw i deserów — dietą, którą być może uzupełnia podczas swoich samotnych spacerów o zmierzchu. Mówi się, że doszło do kilku zaginięć dzieci…